Denko #6

Cześć kochani!
Czegoś mi tutaj brakowało i w sumie wiem czego- dawno nie pojawiło się denko, czyli post, w którym pokrótce przedstawiam i recenzuję Wam kosmetyki, które zużyłam. W sumie już jakiś czas temu robiłam te zdjęcia, a więc czas najwyższy to wszystko opisać. Myślę, że to fajna sprawa, bo po skończeniu danego produktu, mogę na wydać 100% pewną opinię na jego temat. Napiszcie w komentarzach co używałyście, a do czego Was zachęciłam! Jeżeli spodoba Wam się ten post, to postaram się robić takie podsumowania regularnie.


Zacznijmy od maseczek Biotaniqe. Zużyłam dwie- jedną ujędrniającą, drugą aktywnie nawilżającą. Obie były świetnie! Z resztą, u mnie każda maska w płachcie sprawdza się super. Jeżeli chodzi o ujędrniającą, użyłam ją rano i doskonale przygotowałam moją twarz na makijaż. Cera była super orzeźwiona, napięta i zauważyłam, że makijaż trzymał się lepiej, niż zwykle. Także tutaj ogromny plus! Co do aktywnie nawilżającej, również nie mam żadnych zastrzeżeń. Super nawilża i pozostawia buzię bardzo wygładzoną. Obie maski rozjaśniają przebarwienia, a więc będzie to wybawieniem dla osób z problematyczną cerą. Ja ogromnie polecam!
I tu taj hit z biedronki, czyli maska w płachcie Silver. Jest to maska intensywnie nawilżająca z algami i hibiskusem. Wybawienie dla przesuszonej cery, z czym niekiedy mam problem. Jest to super sprawa na dogłębne odżywienie buźki od czasu do czasu. Dodatkowo ujędrnia skórę, gdyż jest ona przeznaczona do cery dojrzałej, jednak tym się nie sugerujcie. Jeżeli potrzebujecie prawdziwego odżywienia i nawilżenia to zaopatrzcie się w nią koniecznie. Sama muszę sprawdzić, czy jest jeszcze dostępna oraz czy jest w Biedronce więcej tego typu masek.
Cóż za zaskoczenie, kolejna maska w płachcie. Tutaj akurat z Natury, regenerująca ze śluzem ślimaka i kwasem hialuronowym. Ogromny plus za mega nasączenie, bo z maski wręcz kapało. Była fajna, jednak na mnie wielkiego szału nie zrobiła. Dobrze nawilżyła cerę, delikatnie rozjaśniła, także bez szału, jednak jak chcecie coś po prostu, aby odświeżyć buźkę, to wypróbujcie.
Kolejna maska z Biedronki i kolejne, miłe zaskoczenie. Jest to maska w płachcie z wodą lodowcową i mangostanem. Super uspokaja cerę i pozostawia ją pięknie nawilżoną. Po jej użyciu moja szara, jak to zwykle twarz, była rozjaśniona i bardzo promienna. Jeszcze co do plusów, to przepięknie pachnie. Polecam z całego serca! Wiem, że jest dostępne więcej masek z tej serii.
Obiecuję, że to już ostatnie maski w płachcie haha. Tutaj obie ze Skin79. Moja absolutna miłość, do firmy i do produktów. Jeśli chodzi o maskę ze śluzem ślimaka, jest wybawieniem dla osób z trądzikiem i rozszerzonymi porami. Wtedy, kiedy jej użyłam miałam cięższy okres z moją cerą, mnóstwo krostek i pozostałości po nich. Maska to jakby załagodziła i wszelkie wypryski  na drugi dzień były o wiele, wiele mniejsze, a reszta ładnie się wygoiła. Co do porów, to również dała radę genialnie, bo były po niej mega zmniejszone. Co do maski aloesowej, również jestem zakochana. Jest przeznaczona do wrażliwej cery, dzięki regeneracyjnym właściwościom aloesu. Nawilża, wygładza, łagodzi trądzik i regeneruje buźkę. Czy można chcieć więcej? Często bywają promocje na te maski, a więc polecam się w nie zaopatrzyć!
No i już całkiem ostatnia maska w tym denku, czyli naturalna maska biała do cery wrażliwej i zmęczonej firmy Beaute Marrakech. Używałam jej regularnie, raz w tygodniu i po kilku użyciach widziałam zmianę stanu mojej cery. Dzięki zawartości glinki twarz była oczyszczana, a więc nie było mowy o jakiś większych wypryskach. Była wybawieniem po imprezie, kiedy to cera jest naprawdę zmęczona, szara i potrzebuje konkretnego odżywienia. Po tej maseczce była rozjaśniona, nawilżona i perfekcyjnie oczyszczona. Warto dodać, że to produkt naturalny, a więc w sam raz dla osób z wrażliwą buźką. Muszę koniecznie zakupić nowe opakowanie :)
Tonik wykończyłam tak, że aż zgubiłam nakrętkę haha. A na poważnie, mój ulubiony tonik! Ratuje mi cerę w kryzysowych sytuacjach. Jest on przeznaczony do cery przetłuszczającej się, a więc tej bardziej problematycznej jeśli chodzi o wypryski. Doskonale radzi sobie właśnie z takimi problemami dzięki zawartości olejku z drzewa herbacianego, który u mnie jest niezbędny, a zwłaszcza podczas miesiączki, kiedy cera jest w tragicznym stanie. Jeśli na co dzień borykacie się z takimi problemami, to koniecznie wypróbujcie!
O aloesie ze Skin79 zrobiłam nawet post, o tym na ile sposobów go wykorzystać. Jest to produkt mega wielofunkcyjny! U mnie leciał na włosy, cerę, ciało, do maseczek, ogólnie na wszystko! Najlepiej sprawdzał się do nawilżania włosów i regeneracji cery. Był także zbawieniem na poparzenia słoneczne, także totalny must have. Teraz używam innego żelu aloesowego, jednak to nie to i pewnie szybko wrócę to tego. No i mimo, że używałam go na milion sposobów, wystarczył mi na dość długo.
Wodę różaną długi czas używałam do tonizowania twarzy. Dzięki temu, że jest to delikatny produkt, nie robiła nic specjalnego z twarzą, jednak utrzymywała odpowiednie pH cery. Widziałam różnicę między tym jak ją używałam, a jak czasem zapomniałam. Jest to super alternatywa toników, no i bardzo tania. Wrócę do niej na pewno, jak tylko skończę wszystkie produkty tego typu.
Odświeżający szampon z Bania Agafia był naprawdę odświeżający. Świetnie domywał włosy, jak i skórę głowy. Włosy mniej się przetłuszczały i były dobrze odżywione. Myślę, że to zasługa naturalnego składu, co dla moich włosów jest kluczowe. Niska cena, dobry skład, nie można więcej oczekiwać. Polecam!
Tutaj chyba hit tego denka, czyli maska Banana Hair Food Garnier Fructis. Od jakiegoś czasu jest szał na te odżywki i w sumie się nie dziwie. Ta bananowa jest przegenialna! Dogłębnie nawilża włosy, pozostawia je sypkie, wygładzone. No i ten boski zapach! Tak, jakbyście nałożyły sobie świeżego banana na włosy. Tutaj też jest to produkt praktycznie całkiem naturalny, co jest bardzo ważne. Myślę, że nie zawiedziecie się na żadnej masce z tej serii, bo ja właśnie testuję nową i również jestem mega zadowolona.
Żel pod prysznic z Balea, no żel jak żel, ale pięknie pachniał. Połączenie malin i limonki to totalny sztos! Typowo letni zapach. Jeśli będziecie miały możliwość wypróbowania go, to polecam z całego serca. Jednak jeśli nie, to często takie świeże zapachy znaleźć możecie w Rossmannie na półce z produktami Isana.
A tutaj miniaturka żelu pod prysznic z Bath&Body Works o zapachu lasek cukrowych. Edycja limitowana, ale mam nadzieję, że będzie znowu dostępna bliżej świąt. Mega cukierkowy zapach z mocnym dodatkiem mięty. Najlepsze jest to, że utrzymuje się na skórze po umyciu.
Kolejny hit to balsam brązujący od Lirene. Jakoś nigdy nie byłam przekonana do tego typu produktów, bo bałam się plam i smug. Jednak ten balsam opala nas stopniowo. Po kąpieli nakładacie go na 3 minuty i dokładnie spłukujecie. Już po kilku użyciach zauważyć można piękną opaleniznę. Używałam regularnie przed studniówką i efekt był niesamowity. Najważniejsze jest tutaj dokładne spłukiwanie ciała, aby nie pozostawić produktu na sobie i nie zrobić sobie plam. Jeżeli nie lubicie przesiadywać godzinami na słońcu, to ten balsam jest dla Was!
Jeden z lepszych kremów do rąk, czyli Dream Cream z Oriflame. Dzięki swoim małym rozmiarom mogę zabrać go wszędzie, do każdej torebki. Jest super do używania w ciągu dnia, bo szybicutko się wchłania i dobrze nawilża dłonie. Jest często w super cenie, a więc naprawdę warto.
Przechodząc do kolorówki, zaczniemy od jednego z najlepszych podkładów, czyli Eveline Liquid Control. Uwielbiam go głównie za to, jaki jest uniwersalny. Jego krycie wybieracie sami, bo można je budować. W dni, kiedy nie potrzebuję dużej ilości podkładu jest leciutkim produktem, wyrównującym koloryt, a wtedy kiedy potrzebuję większego krycia, czy lepszej trwałości to nakładam go więcej i równie dobrze wygląda. Trzyma się na buzi cały dzień, nie zbiera w zmarszczkach i nie zapycha cery. Mój must have w kosmetyczce!
Jak widać po zużytych opakowaniach- mój ulubiony podkład. Bourjois Healthy Mix w odcieniu 51. Pisałam o nim mnóstwo razy i wiecie jak go kocham. Daje zdrowe, rozświetlone wykończenie. Mimo lekkiej formuły dobrze radzi sobie z kryciem. Jest idealny na każdą porę roku, no i pięknie pachnie. Nie mam z nim żadnego problemu, nie zapycha, nie utlenia się, CUDO.
Korektor z Lovely Liquid Camuflage był u mnie hitem, ale tylko przez chwilę. Niestety szybko się wysuszył i nie zostało z niego nic. Jednak nie polecam go do używania pod oczy, gdyż jest bardzo ciężki. Do jakiś ciężkich do przykrycia zmian skórnych spoko, bo ma super krycie, jednak pod oczami robi skorupę.
No i mój ukochany korektor Maybelline Affinitone. O nim tak, jak i o Healthy Mix pisałam mnóstwo razy. Używam go niezmiennie od kilku lat i nadal go uwielbiam. Jest mega wydajny. Radzi sobie ze wszystkim, co tylko jest do przykrycia. Pod oczami również sprawdza się super, bo kryje cienie i rozświetla. Mega polecam!
Fixer do wykończenia makijażu z Golden Rose był również super. Pozbywał się efektu pudrowości i pozostawiał naturalnie wyglądającą cerę. Mój ulubieniec. Muszę koniecznie zaopatrzyć się w niego przy najbliższej okazji.
Tusz Big Volume z Eveline to również mój sztos. Jeszcze nie miałam tuszu, który by robił aż tak piękne rzęsy. Super wydłużone, pogrubione i to nawet bez osypywania się. Jak za takie pieniądze- CUDO.
Tutaj również mój ulubieniec- kredka do brwi Maybelline Totaltemptation. Super wypełnia mi się nią brwi i chyba nie miałam lepszego produktu, niż ona. Ma fajny, delikatnie ciepły brązowy odcień. Z trwałością też tu nie ma żadnego problemu. Może jedyny zarzut to, że niestety nie wystarcza na długo. No ale jednak przy codziennym stosowaniu nie ma się czemu dziwić.
Pefum Honey z House był moim sztosem. Przecudowny, słodki zapach. Nie do zastąpienia przez nie jeden drogi perfum. Po użyciu czułam go cały dzień, a na ubraniach trzymał się dopóki ich nie wyprałam. REWELACJA. Niestety nie mogę go już znaleźć, bo pewnie była to jakaś edycja limitowana.
Buziaki, do następnego!

15 komentarzy:

  1. Lubię takie wpisy, dużo nowych kosmetyków poznaję :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dla mnie ten żel aloesowy jedynie sprawdzał się na twarz ale totalnie nie wiedziałam że można go używać także na włosy. Chyba muszę nadrobić te posty :) Teraz go używam też jako zel antybakteryjny z spirytusem. A maska z Garniera to także mój must have ! Sprawdza się lepie niż odżywki ze Stanów. Muszę tylko przetestować tą z aloesem !
    by-tala.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Kurde,sporej ilości kosmetyków nie znam/nie miałam,korci mnie podkład Bourjois.Kocham żel aloesowy,i bardzo lubię korektor ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. super post uwielbiam take czytać związane z kosmetykami ;) jestem bardzo ciekawa tego podkładu z bourjois bo uwielbiam tą marke ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Skusiłam się na te maseczki w płachcie od Biotanique i Skin79, kiedyś na pewno wypróbuję!

    zofia-adam.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Sporo tego, rozpieszczała się trochę, ale widac, ze wybierasz dobre produkty 😊

    OdpowiedzUsuń
  7. No, no kochana sporo nowości! <3
    Maseczki Biotaniqe są moim must have; liczne testy spowodowały, że bardzo sobie cenię produkty owej marki.
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  8. Podanych kosmetyków nie miałam jeszcze okazji testować, ale z chęcią nadrobię moje zaległości i po nie sięgnę :)
    Carrrolina Blog - klik

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...
Copyright © Dusiiiak , Blogger